Oni, osoby w podeszłym wieku, seniorzy, przypominają nam o tej niewygodnej prawdzie. Niby mówi się o szacunku do seniorów, empatii, ale w rzeczywistości wolimy nie widzieć wśród nas starszych ludzi.
Z seniorami pracowałam przez osiem lat. Widziałam ich radości i smutki, to jak lśnią im oczy i to, jak gasną. Widziałam jak zmienia się ich pozycja w rodzinie i w społeczeństwie. Tylko nieliczni nie mogli narzekać na samotność. Ale nawet ci, z rzadka odwiedzani przez rodziny traktowani byli z lekceważeniem, infantylnie, jak małe dzieci. Przestawało mieć znaczenie to, co myślą, tak jakby ich życiowe doświadczenie stało się bezużyteczne. Przestały się liczyć ich tytuły naukowe, napisane książki, sprawcza moc. Podeszły wiek zdyskwalifikował ich życiową wartość.
Stali się niewidzialni.
Żyjemy coraz dłużej, przesuwamy granicę starości. Mamy plany na emeryturę: zwiedzić świat, przeczytać wszystkie zaległe książki. Bo przecież pozostało nam tak wiele lat! No właśnie, ile? Skąd pewność, że starość spędzimy w zdrowiu i wśród kochającej nas rodziny?
„Wiesz Kasiu, wydłużono nam życie, ale niczym tego dodatkowego czasu nie wypełniono” – mówi mi 89-letnia Helena.
Samotność, jest dominującym problemem seniorów. U osób starszych może zwiększać ryzyko przedwczesnej śmierci o 14 procent. Samotność zwiększa ryzyko depresji, u samotnych pogarszają się funkcje poznawcze – pojawiają się objawy podobne do otępiennych. Wiele osób po 80. czy 90. roku życia już nie ma przyjaciół, ani wielu z członków rodziny. Nie mają z kim się spotkać, ani nawet do kogo zadzwonić. Nie wychodzą na zewnątrz. Doskwiera im apatia, brak apetytu, a myśli zajmuje strach o zdrowie, obawa o utratę sprawności i samodzielności. Krok po kroku tracą sens życia.
Tak, to my, już całkiem niedługo.
Jej projekt „Seniorzy” poświęcony samotności osób starszych, zdobył uznanie w najważniejszych konkursach fotoreportażu w Polsce, trafiając do finału Nagrody im. Krzysztofa Millera za Odwagę Patrzenia w 2019 roku i zdobywając nagrodę (I miejsce w kategorii Życie codzienne Grand Press Photo 2020).
Została zaproszona do zaprezentowania swoich prac podczas kilku ważnych wydarzeń fotograficznych. Nadal zgłębia tematykę wykluczenia i dyskryminacji, angażując się w lokalne, często niedoceniane grupy społeczne i środowiska. Mocno wierzy, że fotografia jest sposobem na to, by usłyszeć głosy osób pokrzywdzonych. Obecnie pracuje nad kolejnym długofalowym projektem skupiającym się na społeczności romskiej, z którym została finalistką międzynarodowego konkursu o grant „Women Photograph + Getty Images”.
Jej prace publikowane były w Gazecie Wyborczej, Dużym Formacie, miesięczniku Pismo, Press, Dzienniku Zachodnim, National Geographis, Tygodniku Powszechnym.
www.katarzynapiechowicz.pl
W latach trzydziestych ubiegłego wieku, a więc w latach Wielkiego Kryzysu, który silnie zachwiał modelem państwa dobrobytu, jakim miały stać się Zjednoczone Stany Ameryki, stworzono kilka programów mających na celu dokumentowanie i diagnozę amerykańskiego społeczeństwa. Fotografia odegrała w tym rolę bardzo istotną. Oprócz owianego legendą zespołu fotografów pracujących pod patronatem rządowego programu Farm Security Administration (w skrócie F.S.A.), grupującego tak znanych twórców jak Dorothea Lange, Walker Evans, Arthur Rothstein zajmującego się dokumentowaniem amerykańskiej prowincji w połowie lat 30, w Nowym Jorku narodziło się stowarzyszenie Photo League. Tutaj artyści, często zaangażowani w życie głównie wielkomiejskiej społeczności Nowego Jorku dokonywali zapisów ciemniejszych stron życia amerykańskiej metropolii. Początkowo ich celem była promocja fotografii dokumentalnej w szkołach, a wiodącą ideą dokumentowanie tzw. tematów pomijanych w prasie np. nierówności społecznych i rasowych. Typowym przykładem może być projekt Aarona Siskinda z udziałem innych jeszcze fotografów profesjonalnych, którzy dokumentowali nie zawsze atrakcyjne tematy w nowojorskiej dzielnicy Haarlem, a także życie społeczności afro-amerykańskiej w innych rejonach Nowego Jorku. Inspirując się wcześniejszą tzw. bezpośrednią fotografią takich twórców jak Stieglitz czy Lewis W. Hine stworzyli oni obraz relacji ogólnospołecznych w wielkim skupisku ludzkim.
Szczere zainteresowania losem ludzi biednych, pominiętych, oddanie za pomocą obiektywu ich emocji czy wzajemnych relacji spotykało się z uznaniem i na trwałe wpisało się w dorobek fotografii amerykańskiej XX wieku. Na skutek ogólnoświatowych tendencji w sztuce i tego, że dokument, wraz z rozwojem telewizji, przestał pełnić tak doniosłą rolę wielu fotografów Foto Ligi, nawet po jej rozwiązaniu w 1951 roku (wzrost nastrojów antylewicowych) pozostało wiernym ideom humanistycznym. Taką osobą, należąca i podzielającą założenia Foto Ligi jest Sonia Handelman-Meyer, której działalność fotograficzna niezwykle dobitnie odzwierciedla wszystkie cechy zaangażowania w ten typ fotograficznej aktywności.
Jej zdjęcia nie tylko dokumentują życie nowojorskich ulic, na których w owych czasach tętni życie, nieomal jak w wąskich uliczkach Neapolu czy Palermo. Jej fotograficzna ciekawość wiedzie ją do skromnych pomieszczeń niewielkich sklepików, utrwala na kliszy mijanych przechodniów, zaczytanych w gazetach dżentelmenów siedzących przy kawie czy jadących autobusem. Na tych bardzo niekiedy nastrojowych fotografiach pojawiają się dzieci, nie tylko jako dopełniający element uchwyconego kadru. Stają się one na tych zdjęciach głównym podmiotem zainteresowania i skupiają na sobie uwagę. Sonia Handelman-Meyer by uzyskać taką bezpośredniość i bezpretensjonalność fotografowanych przez siebie postaci, musi się do nich zbliżyć, musi pozyskać ich zaufanie. Wykonane fotografie wskazują na silną więź emocjonalną jaką obdarza swoich bohaterów. Potwierdza tezę, że fotografia, jeżeli jej zawierzyć jest w stanie nie tylko do zewnętrznej rejestracji wyglądu osób i rzeczy ale do czegoś więcej. Właśnie ta nieuchwytna materia emanuje z jej zdjęć, wykonanych przed laty w, takich wydawałoby, się najzwyklejszych dzielnicach wielkomiejskiej metropolii.
Poprzez siłę autentyczności tych obrazów odnosimy wrażenie, że autorce udało się zatrzymać przysłowiowy czas, że przebywając wśród tych jakby od niechcenia dokonanych zapisów fotograficznych, jesteśmy zanurzeni w tym świecie, który, pozostał już tylko na tych wrażliwych i uważnych zdjęciach.
Marek Grygiel
Wa-wa, 13.X.2021
Okres fotograficznej aktywności Sonii Handelman-Meyer to przede wszystkim lata 40-te i 50-te pierwszej połowy XX wieku. Urodziła się w 1920 roku w Lakewood w stanie New Jersey jako córka imigrantów z Europy Wschodniej przybyłych w tamtym okresie do Stanów Zjednoczonych. Lata wczesnej młodości spędziła w Nowym Jorku. Tam właśnie – w prezencie z okazji ukończenia college’u – od jednej ze swoich czterech sióstr dostała swój pierwszy aparat fotograficzny marki Kodak. Zanim jednak zdecydowała się poświęcić fotografii na dobre podejmowała się wielu różnych prac. Dosłownie na kilka dni przed atakiem bombowym na Pearl Harbor wypłynęła do Puerto Rico aby pracować dla armii Stanów Zjednoczonych w korpusie U.S. Signal Corps. Po powrocie do USA podjęła pracę w Biurze Informacji Wojennych, a także w agencji fotografii prasowej w której poznała już wtedy wyróżniającego się fotoreportera Weegee`a.
To właśnie w tym czasie, w połowie lat 40-tych XX wieku zaangażowała się w działalność kolektywu Photo League w Nowym Jorku. Była to przestrzeń współpracy i coś w rodzaju grupy wsparcia ówczesnych fotografów, oferująca swoim członkom przestrzeń do merytorycznej dyskusji, możliwość organizowania wystąpień, wystaw oraz publikacji w prasie, a także warunki do pracy w ciemni fotograficznej. Meyer brała udział w zajęciach wspólnie z Johnem Ebstel`em, Sidem Grossman`em i Davidem Vestal`em, robiąc zdjęcia aparatem TLR marki Rolleicord. W tym samym czasie pełniła również rolę sekretarki w Lewis Hine Committee, która była jedynym płatnym etatem ówczesnej Photo League. Ale przede wszystkim poświęciła się fotografii dokumentalnej i społecznej, fotografując swoje bezpośrednie otoczenie, sąsiadów oraz ich dzieci, koncentrując swoją uwagę na warunkach bytowych i rozwarstwieniu społecznemu ówczesnych amerykanów i imigrantów przybyłych z Europy.
To właśnie w tamtym okresie Meyer odkryła prace swoich doświadczonych i już wówczas cenionych kolegów z Ligi. Bez wątpienia największy wpływ na jej późniejszą twórczość wywarli m.in. Paul Strand, Berenice Abbott, Ansel Adams oraz wielu innych.
Po zdelegalizowaniu działalności Ligi we wczesnych latach 50-tych, w dużej mierze za sprawą zimnowojennej retoryki i antysowieckich nastrojów propagowanych aktywnie przez rosnącą liczbę amerykanów (a szczególnie przez senatora McCarthy`iego) Meyer podjęła pracę w wydawnictwie, a następnie w firmie zajmującej się fotografią medyczną oraz public relations, wspólnie z Ralphem Steinerem.
W 1950 roku wyszła za mąż, zostawiając nieco na boku swoje dotychczasowe zainteresowania. Jej fotograficzna pasja weszła na nowe tory, a ona sama poświęciła swoją uwagę przede wszystkim fotografii przyrody oraz dokumentowaniu codziennego życia własnej rodziny i najbliższych osób. W późniejszych latach, dzięki uporowi i zaangażowaniu swojego syna Joe Meyer`a – jej największego promotora i adwokata twórczości fotograficznej – podjęła decyzję o przeprowadzce do Charlotte. Pozostawienie Nowego Jorku “za plecami” otworzyło nowy okres w życiu Sonii Hadelman-Meyer, a dotychczasowa twórczość i dokonania fotograficzne zajęły zdecydowanie dalszą pozycję w jej nowym życiu.
Twórczość Meyer wydaje się być typowym przykładem wielu marginalizowanych i mało znanych fotografek tamtej epoki, szczególnie zaangażowanych w fotografię społeczną, uwrażliwioną na człowieka. Mimo faktu, że jej prace były pokazywane w ramach wystaw organizowanych przez Ligę w latach 40-tych, oraz dużo później – m.in. na wystawie zbiorowej fotografów Ligii zorganizowanej przez International Center of Photography w Nowym Jorku w 1978 roku, Sonia Handelman-Meyer pozostaje nadal w artystycznym cieniu; zdecydowanie zbyt mało osób miało szansę zobaczyć jej prace. Dlatego też pomimo upływu lat jej nazwisko nie widnieje na listach tych artystów, których twórczość wywarła jakiś szczególny wpływ na fotografię dokumentalną pierwszej połowy XX wieku. Nawet dziś jej prace bywają pomijane bądź też publikowane bez podpisu autorki.
Większość fotografii Sonii Handelman-Meyer pokazujących aspekty codzienności i życia ulicznego imigrantów, mniejszości narodowych oraz dzieci – głównie w miejscach takich jak Harlem, the Village czy nowojorski Brooklyn – podnosi wyraźnie aspekt humanizmu i człowieczeństwa ponad ówcześnie panujące nierówności społeczne i ekonomiczne. Społeczeństwo będące niejednokrotnie na krawędzi ubóstwa i bez środków do życia ma w sobie siłę i wolę przetrwania; dzieci z biednych rodzin bawią się i śmieją otwarcie, odnajdując w sobie szczere pokłady radości. To właśnie dziecko przedstawiane w fotografiach Meyer wydaje się funkcjonować na własnych zasadach, jako pełne życia i wolności nieskrępowanej przez dotykającą biedę.
Sonia Handelman-Meyer, jak wielu fotografów dokumentalnych tamtego okresu inspirowała się twórczością innych artystów, w tym szczególnie pracami Lewis`a Hine’a, którego bogate archiwum było wówczas w posiadaniu Ligi. Charakterystyczny dla jej prac minimalizm wizualny oraz silny kontrast pomiędzy czernią i bielą powoduje, że uwaga odbiorcy skupia się przede wszystkim na człowieku i dotykających go wątkach społecznych. Fotografując Meyer miała nadzieję, że jej sposób widzenia rzeczywistości zainspiruje i zmotywuje widzów do działania i realnego zaangażowania na rzecz osób pozostających w potrzebie. Chcąc zachować w sobie choć odrobinę wrażliwości na drugiego człowieka nie możemy przecież negować problemu ubóstwa i coraz bardziej widocznego w tamtym okrese rozwarstwienia społecznego.
Dalece indywidualny punkt widzenia Sonii Handelman-Meyer, jej wrażliwość i zaangażowanie w sprawy społeczne widoczne w jej fotografiach miały bez wątpienia bezpośrednie przełożenie na jej życie osobiste i rodzinne. Pomimo dojrzałego wieku pozostaje nadal – zarówno jako artystka jak i kobieta – osobą oddaną znaczeniu humanizmu, bez względu na to w jaki sposób sama go postrzega, i w jaki sposób jest on powszechnie rozumiany.
Lili Corbus Geer, Phd.
(Fragment tekstu opublikowanego w katalogu wydanym w 2007 roku przez Wydawnictwo Hodges Taylor Gallery do wystawy “Into the Light: Sonia Handelman Meyer, The Photo League Years”.) Tłumaczenie: Piotr Piech
Wystawa ta nie pasuje do każdego pomieszczenia, ponieważ esencjonalna opowieść (12 zdjęć, które z ok. 250 negatywów przemówiły do mnie najmocniej) ma specyficzny układ i kolejność.
W sposób świadomy ale nie do końca, projekt ten nawiązuje do koncepcji „indywiduacji” C.G.Junga – skomplikowanego procesu krystalizacji własnego „Ja” i osobowości, czyli oddzielenia niepowtarzalnych cech i samej jaźni dla każdej oddzielnej, istniejącej osoby. Mam przekonanie, że tą nieprostą drogą swoistych przygód przechodzą nie tylko bohaterowie własnych i fabularnych losów, ale i pewne grupy ludzi, całe kraje i społeczności.
Przygotowując tę wzmiankę, zajrzałem do Wikipedii – otóż wpisy na temat indywiduacji w różnych językach znacząco się różnią, a w ukraińskim artykułu brak w ogóle…a więc, czy naprawdę, jak w tej mojej adnotacji, werbalizacja czy też wizualizacja są aż tak niezbędne dla samej realizacji istniejących poza naszą determinacją zjawisk czy procesów?
Andrij Bojarov
Do pewnego stopnia jest to portret zatrwożonych twarzy ludzi, którzy przeciwstawiają się trwającym, niepotrzebnym procesom demontażu ich kraju. Ale są tu też i inne fotografie: protestujących policjantów, uczestników Marszów Niepodległości czy Marszu Równości; zamaskowanych z powodu pandemii żołnierzy, czy zwolenników Prezydenta Andrzeja Dudy, okazujących swoje poparcie dla jego kandydatury w trakcie konwencji wyborczej w 2020 roku.
Taka właśnie – w moim subiektywnym postrzeganiu – jest Polska. Tu i Teraz.
Chris Niedenthal
W wernisażu mogą uczestniczyć osoby zdrowe, nie mające kontaktu z osobami chorymi na COVID-19, nie objęte kwarantanną ani nadzorem epidemicznym. Wejście na wernisaż wyłącznie w maseczkach ochronnych, po uprzednim zdezynfekowaniu dłoni.
W związku z aktualnymi obostrzeniami w zakresie minimalnej powierzchni na jedną osobę limit osób, które mogą uczestniczyć w wernisażu wynosi 9. Do tego limitu nie wliczają się osoby zaszczepione przeciwko COVID-19, które muszą przy sobie posiadać zaświadczenie o szczepieniu bądź certyfikat COVID-19.